Wodór

Wodór jako paliwo przyszłości – jak zastąpić gaz ziemny w produkcji nawozów

12 maja 2023

Zanim wodór upowszechni się w transporcie jako paliwo przyszłości, musimy jeszcze pokonać szereg problemów związanych z jego właściwościami fizycznymi czy kosztami wytworzenia i przechowywania. W zasięgu ręki mamy jednak wykorzystanie wodoru, jako znakomitej alternatywy dla gazu ziemnego, używanego w produkcji nawozów azotowych. Jak oceniają eksperci Multiconsult Polska, w niedalekiej przyszłości, Polska mogłaby stać się światowym hubem amoniaku, wytwarzanego z zielonego wodoru.

Polska jest szóstym w Europie producentem żywności [1], a nasze rolnictwo zużywa co roku ok. 8,5 mln ton nawozów mineralnych, w tym amonowych. Do ich produkcji każdego roku zużywa się ok. 2 mld m3 gazu ziemnego, który przekształcany jest w amoniak, będący podstawowym surowcem dla wszystkich nawozów azotowych. Okazuje się, że Polska byłaby w stanie zastąpić gaz ziemny w technologii produkcji nawozów, dzięki wykorzystaniu wodoru.

 

– Produkcja amoniaku opiera się na prostej reakcji azotu z wodorem. Azot można kupić na rynku, lub stosunkowo łatwo wytworzyć przy użyciu powszechnie dostępnych urządzeń – tłumaczy Artur Szczelina, ekspert Multiconsult Polska. – Wyzwanie stanowi pozyskanie wodoru z pominięciem gazu ziemnego. Pozostaje nam szeroko dostępne źródło wodoru, jakim jest woda. Proces jej elektrolizy wymaga jednak sporych nakładów energii. Aby tą metodą otrzymać 1 kg wodoru, musimy zużyć 50 kWh energii – dodaje ekspert.

 

Amoniak jest produktem handlowym, notowanym na światowych giełdach towarowych. Jego cena, nawet po ostatnich znaczących spadkach, wciąż przekracza 1200 USD za tonę. Może się więc okazać, że produkcja wodoru, zwłaszcza produkowanego przy wykorzystaniu energii z OZE, będzie zdecydowanie atrakcyjna ekonomicznie.

 

 

Globalny hub amoniakowy w Polsce

 

Produkcja amoniaku w Polsce w 2021 r. wyniosła 2,6 mln ton i wymagała zużycia 2,7 mld m3 gazu ziemnego. Aby zastąpić taką ilość błękitnego paliwa, potrzeba ok. 480 tys. ton wodoru, do którego produkcji niezbędne będą 24 TWh energii elektrycznej (około 80 proc. aktualnej rocznej produkcji OZE w Polsce).

 

Przy obecnym limicie cenowym dla energii elektrycznej z wiatraków na poziomie 350 zł/MWh, sprzedaż energii z farm wiatrowych dochodzi do granicy opłacalności. Gdyby jednak wytworzoną energię zamienić na wodór, a następnie na amoniak, zyskowność całego przedsięwzięcia byłaby znacząco wyższa – szacuje Artur Szczelina.

 

Zdaniem eksperta, szczególnie korzystnie dla tego typu inwestycji usytuowane są zakłady w Policach z niemal nieograniczonym dostępem do wody i niezamieszkałymi obszarami dla postawienia farmy wiatrowej.

 

W Policach zużywa się co roku ok. 450 mln m3 gazu ziemnego, który można by zastąpić 80 tys. ton wodoru, do którego wytworzenia potrzeba 4 TWh energii elektrycznej. W polskich warunkach odpowiada to farmie wiatrowej złożonej z 800 wiatraków po 2MW mocy. Z uwzględnieniem urządzeń do elektrolizy wody, cała inwestycja sięgnęłaby 20 mld zł, pozwalając na produkcję amoniaku w cenie nieco ponad 550 USD za tonę. Przy tych kosztach, byłby to surowiec niezwykle cenny zarówno w produkcji nawozów azotowych, jak i w charakterze paliwa energetycznego. Co więcej, można go magazynować i transportować o wiele taniej od wodoru.

 

– Jak pokazują wyliczenia, produkcja amoniaku w oparciu o wodór pozyskiwany z elektrolizy wody otwiera szerokie możliwości produkcyjne i handlowe dla Polski. Police mogłyby stać się producentem nawozów azotowych, niezależnym od wahań cen gazu ziemnego. Dodatkowo, olbrzymia farma wiatrowa to inwestycja zapewniająca nawet 15 tys. miejsc pracy, która w przypadku braku popytu na nawozy mogłaby dostarczać energię do sieci – wskazuje Artur Szczelina.

 

Nawet tak pobieżna kalkulacja zastąpienia gazu ziemnego wodorem pokazuje, z jakimi problemami będzie musiała się zmierzyć Unia Europejska w ciągu najbliższej dekady, starając się zastępować kurczące się źródła gazu ziemnego. W przypadku energii elektrycznej czy ciepła, gaz ziemny ma alternatywy, jak choćby  OZE, atom czy nawet węgiel. Brak jednak prostych alternatyw dla produkcji nawozów sztucznych, których stosowanie jest obecnie niezbędne w produkcji rolnej.

 

[1] Źródło: Eurostat: https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?title=Performance_of_the_agricultural_sector#Value_of_agricultural_output

 

Aktualności

Tramwaje wodne

Czy tramwaj wodny może być środkiem transportu służącym do codziennych podróży?

26 kwietnia 2023

Wojciech Tworek, starszy specjalista ds. analiz transportowych, Multiconsult Polska

Do polskich miast wracają pomysły wykorzystania tramwaju wodnego jako jednego z miejskich środków transportu. Przed wojną m.in. we Wrocławiu parowe tramwaje wodne służyły  mieszkańcom podczas codziennych podróży. Czy aktualnie tramwaje wodne mają potencjał, aby stać się wygodnym uzupełnieniem transportu miejskiego? Czy mieszkańcy skorzystają z takiego sposobu podróżowania?

 

 

Położenie oraz infrastruktura miasta a wybór transportu wodnego

 

 

Wrocław jest miastem położonym w dorzeczu Odry. Przez miasto przepływa kilka rzek, m.in. Ślęza, Bystrzyca czy Widawa, jednak ostatnie próby reaktywacji tramwaju wodnego zakończyły się na etapie konsultacji społecznych. Zaproponowane przez samorządowców trasy, w swoim zamyśle miały połączyć obszar aglomeracji wrocławskiej. Ze względu na liczne kładki i mostki, Wrocław jest nazywany Wenecją Północy, jednak potencjał rzeczny to nie jedyne wskaźniki sukcesu transportu wodnego. Zarówno w Gdańsku, jak i w Bydgoszczy tramwaje wodne nie zostały przyjęte jako równoprawny środek transportu zbiorowego. W zamian miasta inwestują środki we wspieranie sprawnej, punktualnej i wygodnej komunikacji miejskiej. Tramwaje wodne zostały zachowane jako kursujące sezonowo atrakcje turystyczne. Aby spełniały swoje zadanie jako środek zrównoważonego transportu, niezbędna jest inwestycja w atrakcyjnie skomunikowania oraz konkurencyjna oferta przejazdu.

 

 

Tramwaje wodne jako miejski środek transportu zostały przetestowane w Budapeszcie, 1,7-milionowym, atrakcyjnym turystycznie mieście nad Dunajem. Włodarze, dzięki funduszom unijnym, uruchomili w 2013 roku tramwaj wodny jako element systemu transportu publicznego. Po pierwszej fali zaciekawionych tramwajem wodnym podróżujących liczba pasażerów zaczęła jednak spadać i ostatecznie podczas pandemii zawieszono część połączeń, nie wznawiając kursowania tramwaju ze względów ekonomicznych.

 

 

Budapeszt charakteryzuje się rozbudowaną siecią transportu lądowego, a sam Dunaj można pokonać na wiele sposobów: przejeżdżając autem, autobusem czy tramwajem po jednym z kilku mostów albo korzystając z sieci metra. Transport wodny w Budapeszcie okazał się niewystarczająco konkurencyjny z powodu niskiej częstotliwości kursowania,  ograniczonej prędkości oraz konieczności dodatkowego, niekomfortowego przesiadania się do innych środków transportu.

 

 

Miasto dla tramwajów wodnych

 

 

Przykładem miasta spoza naszego rodzimego podwórka, którego położenie ściśle determinuje sposób poruszania się oraz faworyzuje transport wodny, jest Stambuł. Miasto od wieków rozwijało się przy brzegach Morza Marmara, zatoki Złoty Róg oraz cieśniny Bosfor. W strefie przybrzeżnej sukcesywnie powstawała gęsta, zwarta zabudowa, a gdy nad brzegiem nie było dość miejsca, miasto rozbudowywało się na okolicznych wzgórzach. Stambuł jest miastem policentrycznym, a wiele z jego punktów centralnych wykształciło się przy przystaniach promowych.

 

 

Transport wodny Stambułu osiągnął mocną pozycję z uwagi na niewydolność połączeń lądowych. Między brzegami Bosforu do 1973 roku nie istniało żadne połączenie drogowe czy kolejowe, nie istniały więc alternatywy wobec podróży promem. Jeszcze dekadę temu w Stambule istniały tylko dwie drogowe przeprawy przez Bosfor, z czego najszybsza oznaczała konieczność pokonania aż 6 kilometrów w linii prostej od ścisłego centrum. W 2013 roku uruchomiono tunel kolejowy pod Bosforem o funkcjonalności metra –  Marmaray, a w 2016 roku płatny tunel drogowy. Jednak to wciąż za mało, aby zagrozić pozycji transportu wodnego w metropolii większej niż Londyn czy Paryż.

 

 

Siatka połączeń wodnych jest rozbudowana i obejmuje sześć kluczowych portów, w tym dwa po stronie azjatyckiej. Połączenia promowe w Stambule są niezawodne, ich główne trasy liczą  od 1 do 5 kilometrów długości, a podróż trwa od kilku do kilkunastu minut. Analogiczny przejazd z punktu A do B transportem lądowym wiązałby się z pokonaniem wielokrotnie dłuższej trasy. Można to porównać do sytuacji, gdy w Warszawie musielibyśmy przejechać spod Zamku Królewskiego do ZOO na przeciwnym brzegu Wisły, a najbliższą dostępną przeprawą przez rzekę byłby Most Siekierkowski. Ponadto podróż lądowa w Stambule trwałaby dłużej ze względu na niewydolny układ drogowy i korki.

 

 

W Stambule transport promowy jest w pełni zintegrowany z transportem lądowym, a porty zlokalizowane są w strategicznych węzłach komunikacji zbiorowej, do których prowadzą trasy autobusowe. Posiadacze karty miejskiej mogą swobodnie korzystać ze wszystkich form transportu.

 

 

Stambuł co roku odwiedzają miliony turystów, którzy chętnie korzystają z transportu zbiorowego, ale także ze specjalnych widokowych rejsów po cieśninie. Operatorzy transportu wodnego czerpią w ten sposób dodatkowe zyski i efektywnie gospodarują posiadanym „taborem”.

 

 

Zarówno gigantyczny popyt na podróże w wielkiej metropolii, jak i brak atrakcyjnych alternatyw przyczyniły się do sukcesu i utrwalenia pozycji transportu wodnego w Stambule. Jest to jednak wyjątek potwierdzający zasadę – transport wodny musi się opłacać samorządom, a  mieszkańcy chcieć z niego korzystać. Tramwaje wodne stanowią atrakcję turystyczną i w wielu miejscach sezonowo z powodzeniem znajdują takie zastosowanie. Rzadko jednak sprawdzają się jako pełnoprawny środek zbiorowego transportu – dzieje się tak wyłącznie w tych miastach, gdzie transport lądowy jest niedostatecznie rozwinięty i nie konkuruje z transportem wodnym.

 

Fot. Wojciech Tworek

Aktualności

Aktualności

Uczestnicy debaty otwarcia Kongresu

Dlaczego kluczowe inwestycje nie ruszają?

5 kwietnia 2023

Odpowiedzi na to, jedno z najbardziej palących pytań szeroko pojętej branży budowlanej, poszukiwali uczestnicy debaty otwarcia podczas pierwszej edycji Kongresu Projektantów i Inżynierów. Debatę z udziałem przedstawicieli największych inwestorów w kraju poprowadził Jarosław Wielopolski, prezes zarządu Multiconsult Polska.

O największych wyzwaniach dotyczących realizacji inwestycji infrastrukturalnych w Polsce rozmawiali uczestnicy debaty otwarcia Kongresu Projektantów i Inżynierów, w tym m.in. przedstawiciele Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, Centralnego Portu Komunikacyjnego, GAZ-SYSTEM oraz Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.

 

 

W wystąpieniu otwierającym dyskusję, Jarosław Wielopolski, prezes zarządu Multiconsult Polska wysunął śmiałe porównanie, w którym odniósł sytuację współczesnych projektantów do… sytuacji marszałka Józefa Piłsudskiego. I tak, jak Piłsudski, w 1914 r. projektował przyszłość państwa, pomimo braku obiektywnych ku temu przesłanek, tak dzisiejsi projektanci i inżynierowie powinni snuć odważne wizje. Nie zabrakło też innych historycznych porównań – rolę Centralnego Portu Komunikacyjnego porównano do portu w Gdyni, niemal dokładnie w setną rocznicę jego powstania.

 

Obecny podczas debaty prezes CPK, Mikołaj Wild podkreślał, że jego instytucja ma ambicję być najlepszym publicznym inwestorem w tej części świata. W tym celu firma poszukuje inspiracji i rozwiązań zarówno w Polsce, jak i na świecie, jednocześnie starając się przyciągnąć najlepszych specjalistów na rynku.

 

 

Dostępność wykwalifikowanych kadr była jednym z istotnych tematów wskazywanych jako bariera dla realizacji inwestycji. Uczestnicy sygnalizowali konieczność popularyzacji wśród młodych ludzi kierunków związanych z budownictwem, ale też przytaczali własne sposoby na angażowanie młodzieży – takie, jak tworzenie kierunków patronackich na najważniejszych uczelniach technicznych. Kwestia inspirowania kolejnych pokoleń projektantów i inżynierów okazała się bowiem szczególnie bliska wielu uczestnikom wydarzenia.

 

 

Istotnym aspektem realizacji dużych inwestycji infrastrukturalnych w Polsce, zdaniem uczestników, pozostaje finansowanie. Co ciekawe, obok wysokości środków, paneliści wskazywali na wyzwanie, związane z cyklicznym charakterem dostępności finansowania, gdzie po okresach niemal całkowitego braku inwestycji, nadchodzi faza boomu, w której firmy miewają trudności z udźwignięciem zwiększonej liczby zadań w ograniczonym czasie.

 

O kwestiach praktycznych współpracy pomiędzy inwestorami, wykonawcami, a projektantami i inżynierami z przedstawicielami branży rozmawiał Arkadiusz Merchel, członek zarządu Multiconsult Polska. Wśród uczestników poprowadzonej przez niego debaty, poświęconej operacyjnym aspektom współpracy na placu budowy, znaleźli się m.in. Adam Białachowski, prezes zarządu B-Act, Andrzej Kula, prezes zarządu IVIA, Marcin Lewandowski, wiceprezes i dyrektor pionu realizacji NDI i Wiesław Nowak, wiceprezes zarządu Izby Gospodarczej Transportu Lądowego.

 

Podczas debaty wybrzmiała potrzeba wzmocnienia pozycji Inżyniera Kontraktu, którego rolą powinno być dbanie o dobro całej inwestycji, a miarą jego niezależności i siły powinna być zwieńczona sukcesem budowa. Jako optymalną formę współpracy większość panelistów wymieniła system „Projektuj i Buduj”, który stwarza szerszą przestrzeń dla porozumienia pomiędzy projektantami i wykonawcami. Natomiast jako kluczowy element dla procesu kooperacji uczestnicy dyskusji wymienili profesjonalne i realne rynkowo wymagania zawarte przez Zamawiającego już w fazie przetargu.

 

Firma Multiconsult Polska była partnerem platynowym pierwszej edycji Kongresu Projektantów i Inżynierów, zainicjowanej przez Związek Ogólnopolski Projektantów i Inżynierów. Kongres został zorganizowany przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR oraz redakcję „Rynku Infrastruktury”. Honorowy patronat nad wydarzeniem objęły: Ministerstwo Infrastruktury, Polska Izba Inżynierów Budownictwa oraz Stowarzyszenie Inżynierów Doradców i Rzeczoznawców.

 

 

Wydarzenie odbyło się w środę, 29 marca br. w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie.

 

Aktualności

Stacja kolejowa

Jak skończyć z wykluczeniem transportowym w polskich miastach

14 marca 2023

Wykluczenie transportowe w polskich miastach nie tylko ogranicza ich rozwój gospodarczy, ale przede wszystkim wpływa na komfort życia mieszkańców. Odpowiedzią mogą być Plany Zrównoważonej Mobilności Miejskiej. Jak połączyć założenia zrównoważonego transportu z oczekiwaniami lokalnych społeczności podpowiada Przemysław Panek, ekspert Multiconsult Polska, odpowiedzialny za plan mobilności dla Miejskiego Obszaru Funkcjonalnego Torunia.

Nawet największe polskie miasta w dużym stopniu polegają na indywidualnych środkach transportu. Często wynika to z ograniczonej dostępności połączeń w ramach transportu zbiorowego lub niezadowalającej ich jakości. Tymczasem, w przygotowanie Planów Zrównoważonej Mobilności Miejskiej angażują się kolejne samorządy miast. Ich potencjał dostrzegły już m.in. Wrocław, Poznań, Tarnów, Bytom, Legnica czy ostatnio Toruń. Celem tych działań jest opracowanie strategicznego dokumentu opisującego docelową strukturę transportu w mieście i jego najbliższych okolicach tak, by jak najlepiej odpowiedzieć na faktyczne potrzeby komunikacyjne mieszkańców.

 

Częstą bolączką mieszkańców, zwłaszcza obszarów podmiejskich jest całkowita zależność od transportu indywidualnego, czyli samochodów czy rowerów. Część gmin nie ma żadnych połączeń autobusowych, w innych autobus kursuje niewystarczająco często – ocenia Przemysław Panek z Multiconsult Polska. – Tymczasem, dobrze przygotowany plan jest w stanie skutecznie odpowiedzieć na potrzeby mieszkańców samego miasta, ale i gmin sąsiednich, dzięki połączeniu różnych rozwiązań transportowych w spójną całość – dodaje.

 

W opracowanie skutecznego planu mobilności zaangażowane są nie tylko władze samorządowe, ale też lokalne społeczności, a coraz częściej również wyspecjalizowani konsultanci. Samo tworzenie tego typu planu to działanie na pograniczu inżynierii i socjologii. Zaczyna się od badania aktualnego stanu rozwiązań transportowych oraz oczekiwań mieszkańców. Przeprowadzany jest pomiar ruchu drogowego, sprawdzana jest liczba pasażerów komunikacji zbiorowej czy funkcjonowanie węzłów przesiadkowych, wykonywane są badania jakościowe. Analizy ruchu uzupełniane są nawet o dane z kart SIM telefonów komórkowych, aby jak najlepiej prześledzić wzorce zachowań pasażerów.

 

Podobne badania przeprowadzone niedawno w Miejskim Obszarze Funkcjonalnym Torunia pokazały m.in., że najpopularniejszym środkiem transportu jest tam samochód osobowy. W ten sposób raz w tygodniu lub częściej podróżuje 80% badanych, a 55,5% respondentów korzysta z niego codziennie lub prawie codziennie. Jednocześnie, niemal połowa mieszkańców nie korzysta z usług toruńskiej komunikacji miejskiej, co trzeci podróżuje nią raz w tygodniu bądź rzadziej.

 

Co istotne, plany mobilności mogą być także pomocne przy pozyskiwaniu środków unijnych na realizację projektów transportowych. Dokumenty tego typu zawierają rekomendacje dotyczące  obszarów systemu komunikacyjnego wymagających doinwestowania. Mogą one obejmować takie rozwiązania, jak zakup nowego taboru autobusowego czy integracja transportu kolejowego z samochodowym dzięki parkingom „Parkuj i Jedź”. Rekomendacje co do tego typu projektów gmina może wpisać w plan inwestycyjny i dołączyć do wniosku o dofinansowanie ze środków UE.

 

I tak np. Plan Zrównoważonej Mobilności Miejskiej Wrocławia zakłada m.in. ograniczenie szkodliwych emisji w mieście dzięki wprowadzeniu zeroemisyjnych autobusów miejskich. Do 2030 r. ten warunek ma spełniać 10%, a do 2035 r. już 15% z liczącej dziś niemal 700 pojazdów floty autobusowej obsługującej  Wrocław i jego okolice. To z kolei może stanowić podstawę do ubiegania się przez miasto o dofinansowanie ze środków UE.

 

W przygotowywanym przez nas dokumencie strategicznym dążymy do wskazania wspólnego celu dla gmin tworzących Obszar Funkcjonalny Torunia, tak aby założenia planu uwzględniały cele aglomeracji oraz gmin ościennych. Uwzględniamy działania zakładające mniejszy wpływ lokalnego transportu na środowisko, np. wymianę taboru na niskoemisyjne autobusy elektryczne czy wodorowe. Takie rozwiązania wpisują się w strategię unijną i umożliwiają pozyskanie dofinansowania przez gminy – tłumaczy Przemysław Panek.

 

Plany Zrównoważonej Mobilności Miejskiej zawierają także propozycje rozwiązań prawnych i organizacyjnych. Finalny dokument zawiera kompleksowe rozwiązania od analizy stanu istniejącego, przez określenie realnych celów po szczegółowy plan działań uwzględniający kwestie społeczne, inżynieryjne oraz prawne.

 

Popularyzacja Planów Zrównoważonej Mobilności Miejskiej stanowi jeden z istotnych punktów Krajowego Planu Odbudowy, który zakłada, że do końca marca br. powstanie struktura administracyjna z odpowiednimi zasobami, które zapewnią wsparcie techniczne i finansowe dla opracowania lokalnych planów. Finansowe wsparcie będzie m.in. dostępne w ramach programów polityki spójności.

 

Informacja prasowa 07/03/2023

Aktualności

Elementy maszyny TBM

Wyzwania inżynieryjne na budowie Via Carpatii

21 lutego 2023

Budowa S19 na odcinku Rzeszów Południe – Babica jest obecnie jedną z najciekawszych i najtrudniejszych inwestycji drogowych w Polsce. Inżynieryjnym wyzwaniem jest realizacja ponad dwukilometrowego tunelu drążonego metodą TBM oraz sześciu estakad, w tym jednej liczącej 413 m długości, wykonywanej metodą nasuwania podłużnego przy użyciu dziobów montażowych, tzw. awanbeków.

Mimo okresu zimowego trwają prace na budowie 10-kilometrowego podrzeszowskiego odcinka drogi ekspresowej S19, stanowiącej część międzynarodowego korytarza transportowego Via Carpatia. Ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne realizowane są  te roboty, które można zabezpieczyć przed negatywnym wpływem niskich temperatur oraz opadów. Zabezpieczane są osuwiska oraz portale tunelu. W miejscowości Racławówka wykonywana jest najdłuższa z zaprojektowanych na tym fragmencie trasy estakad. Liczy 413 m i umożliwi kierowcom przejazd nad drogami powiatowymi, potokiem Lubcza oraz zaplanowanym w tym miejscu przejściem dla małych zwierząt. Obiekt posadowiony będzie na 416 palach o średnicy 61 cm i długości od 14 do 17 m. Jego konstrukcję tworzy osiem przęseł i dziewięć podpór. Wykonany zostanie metodą nasuwania podłużnego przy użyciu awanbeków, czyli dziobów montażowych. Ustrój nośny stanowić będą dwie oddzielne konstrukcje skrzynkowe z betonu sprężonego (każda pod jedną jezdnię).

 

Złożone rozwiązania na trudne warunki

W ramach budowy tego odcinka trasy powstanie jeszcze pięć estakad, w tym dwie w Lutoryżu, o długości około 330 i 270 m, dwa wiadukty nad S19, wiadukt nad linią kolejową oraz tunel drogowy o długości około 2 km. Tunel będzie powstawał metodą drążenia mechanicznego przy pomocy maszyny TBM (ang. Tunnel Boring Machine). Tworzyć go będą dwie komory (nawy), w których poprowadzony zostanie ruch w przeciwnych kierunkach. Ze względu na przebieg trasy w łuku, nawy tunelu będą różnej  długości – prawa liczyć będzie 2263 m, a lewa 2243 m. Między nawami zaplanowano 15 przejść i zlokalizowany w połowie długości tunelu przejazd awaryjny. W obiekcie znajdzie się także 30 punktów alarmowych i hydrantów. Nawierzchnia drogi zostanie wykonana z betonu cementowego.

 

Drążenie tunelu rozpocznie się latem. Maszyna o średnicy tarczy 15,2 m, długości 112 m i masie 4000 ton będzie pracowała w trudnych warunkach gruntowo-wodnych fliszu karpackiego, na terenach osuwiskowych. Właśnie rozpoczyna się montaż urządzenia, które z hiszpańskiego Santander do Polski transportowane jest w częściach. Pierwsze elementy na plac budowy dotarły w listopadzie ubiegłego roku. Najpierw drogą morską trafiły do Szczecina, stamtąd barkami zostały przetransportowane do Opola. Dalej, w godzinach nocnych, między 22 a 6 rano, ładunek przewożono drogami szybkiego ruchu z prędkością 10 km na godzinę. Pod koniec stycznia br. do Rzeszowa dotarł ostatni wielkogabarytowy konwój z elementami urządzenia. Montaż zasadniczy maszyny zostanie przeprowadzony w tzw. kołysce, czyli w miejscu, w którym rozpocznie się drążenie tunelu.

 

Nietypowy plac budowy

Wykonanie tunelu w technologii TBM wymaga przygotowania specjalnego zaplecza technicznego – kołyski pod maszynę drążącą, płyty żelbetowej oraz zabezpieczenia placu na składanie urobku. Na potrzeby realizacji tunelu zaprojektowano i wykonano tymczasową halę przeznaczoną do prefabrykacji tubingów, czyli żelbetowych części obudowy naw tunelu. Zaplecze budowy stanowi węzeł betoniarski oraz plac, gdzie składowane są gotowe elementy konstrukcji.

 

W ramach inwestycji wybudowane zostanie pierwsze w województwie podkarpackim Centrum Zarządzania Tunelem. Powstaną również dwa Miejsca Obsługi Podróżnych w miejscowości Lutoryż, węzeł drogowy w miejscowości Babica oraz dwa lądowiska dla śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

 

Wykonawcą zadania, realizowanego w systemie „Projektuj i Buduj” jest konsorcjum firm Mostostal Warszawa oraz Acciona Construccion. Całkowita wartość umowy to ponad 2,2 mld zł. Multiconsult Polska pełni rolę Inżyniera Kontraktu, sprawuje nadzór nad projektowaniem i realizacją robót, a także zarządza kontraktem.

 

Nasz zespół liczy ok. 50 osób. W jego skład wchodzą weryfikatorzy dokumentacji projektowej, inspektorzy nadzoru wszystkich branż oraz specjaliści z zakresu bezpieczeństwa tunelu, inteligentnych systemów transportowych, a także geolodzy, hydrogeolodzy i geotechnicy – mówi Jacek Woźniak, koordynator projektu w Multiconsult Polska. – To znakomici specjaliści, mający duże doświadczenie w swoich dziedzinach. A to bardzo istotne, w przypadku tak złożonej realizacji, prowadzonej w skomplikowanych warunkach gruntowych – dodaje.   

 

Oddanie do użytku odcinka Rzeszów Południe – Babica ma nastąpić w czerwcu 2026 r.

 

Aktualności

Wiatraki

Czy złagodzenie ustawy 10H napędzi rynek farm wiatrowych w Polsce?

23 stycznia 2023

Andrzej Krzyszczak, dyrektor Pionu Doradztwa Technicznego i Środowiskowego w Multiconsult Polska

Propozycja nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych przyjęta przez Radę Ministrów w lipcu ubiegłego roku, w tym tygodniu ma być przedmiotem prac sejmowych. Rynek energetyki odnawialnej długo oczekuje wejścia w życie tej nowelizacji, ponieważ daje ona szanse na „uwolnienie” pod budowę elektrowni wiatrowych znacznych powierzchni terenu, „zablokowanych” ustawą 10H. Zgodnie z zapisami nowelizacji, zmniejszenie odległości między zabudową mieszkaniową a elektrownią wiatrową wymaga uchwalenia lub zmiany miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, co wymaga przeprowadzenia szeregu wymaganych prawem procedur, a zatem czasu. Przy przedłużających się procesach legislacyjnych powstaje zatem efekt „kaskady” przesunięć czasowych, który powoduje, że raczej nie można oczekiwać gwałtownego rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie i przyrostu mocy przez nie generowanej, w najbliższym czasie. Osobna sprawa to możliwe zmiany w ustawie w trakcie prac sejmowych. Przyjrzyjmy się bliżej proponowanym zmianom odnośnie lokalizacji elektrowni.

 

Przypomnijmy, 5 lipca 2022 r. Rada Ministrów przyjęła przedłożony przez ministra klimatu i środowiska projekt nowelizacji ustawy z dnia 20 maja 2016 r. o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Kluczowa i szeroko dyskutowana zmiana dotyczy artykułu 4 ustawy (zmienianego w całości). Ustęp 1 artykułu 4 (w obecnym stanie) mówi, że:

 

„1. Odległość, w której mogą być lokalizowane i budowane:

 

1) elektrownia wiatrowa – od budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszanej, w skład której wchodzi funkcja mieszkaniowa, oraz

 

2) budynek mieszkalny albo budynek o funkcji mieszanej, w skład której wchodzi funkcja mieszkaniowa – od elektrowni wiatrowej

 

– jest równa lub większa od dziesięciokrotności wysokości elektrowni wiatrowej mierzonej od poziomu gruntu do najwyższego punktu budowli, wliczając elementy techniczne, w szczególności wirnik wraz z łopatami (całkowita wysokość elektrowni wiatrowej).”

 

W nowym brzmieniu ustawy, według przyjętej przez rząd nowelizacji, pojawiły się w to miejsce trzy ustępy:

 

„Art. 4. 1. W przypadku lokalizowania, budowy i przebudowy elektrowni wiatrowej odległość tej elektrowni od budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszkalnej, w skład której wchodzi funkcja mieszkaniowa, nie może być mniejsza niż 500 metrów.

 

2. Plan miejscowy, na podstawie którego lokalizowana jest elektrownia wiatrowa określa odległość elektrowni wiatrowej od budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszkalnej, w skład którego wchodzi funkcja mieszkalna, nie mniejszą niż wynikająca z prognozy oddziaływania na środowisko sporządzonej do projektu tego planu miejscowego z zastrzeżeniem w ust. 1.

 

3. W przypadku lokalizowania i budowy budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszkalnej, w skład którego wchodzi funkcja mieszkaniowa, odległość tego budynku od elektrowni wiatrowej jest nie mniejsza niż odległość określona w ust 1., chyba że budynek lokalizowany jest na podstawie planu miejscowego, który może ustanowić inną odległość tego budynku od elektrowni wiatrowej na podstawie prognozy oddziaływania na środowisko sporządzonej do projektu tego planu.”

 

Jednocześnie zniknął zapis o minimalnej odległości form ochrony przyrody, którym według uzasadnienia do zmiany ustawy, konieczne standardy ochrony będą zapewnione w ramach procedur uzgodnieniowych przewidzianych w przepisach o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Kolizje ptaków z działającymi turbinami, to nadal główne zagrożenie. Prawdopodobieństwo kolizji znacząco wzrasta w pobliżu obszarów, gdzie ptaki występują liczniej. Takie obszary zwykle są objęte ochroną. Pozostaje mieć nadzieję, że zagrożenia te zostaną prawidłowo rozpoznane w procedurach planowania przestrzennego.

 

Odnosząc się do najbardziej wszystkich interesującej zmiany minimalnej odległości od zabudowy, która ma wynosić 500 m, można potwierdzić, że ma ona uzasadnienie w dotychczasowej praktyce oceny oddziaływania na środowisko inwestycji wiatrowych. W opracowywanych przez Multiconsult Polska analizach inwestycji, raportach oddziaływania itp. (przed wejściem w życie wymogu 10H)  minimalne odległości zapewniające spełnienie standardów dla terenów mieszkalnych wyniosły 400 – 500 m. Analizy uwzględniały przede wszystkim takie elementy oddziaływania jak hałas, migotanie cienia poruszających się łopat turbiny wiatrowej czy wibracje. Należy podkreślić, że były to odległości minimalne w danych, konkretnych warunkach terenowych. Nie należy zapominać, że zasięg oddziaływania w dużym stopniu zależy od ukształtowania terenu, jego zagospodarowania, położenia domów mieszkalnych i turbin względem słońca (zjawisko migotania cienia), budowy geologicznej (wibracje) i innych czynników. Sporo może zależeć również od wysokości budynków (liczby pięter) oraz wzajemnego położenia budynków na danym osiedlu bądź zgrupowaniu budynków. Nie mniejsze znaczenie ma liczba elektrowni wiatrowych i skumulowany efekt ich oddziaływania.

 

Ustalenie minimalnej odległości nie może bezwarunkowo oznaczać stawiania elektrowni wiatrowych na linii wyznaczonej przez odległość 500 m od zabudowy. Każda inwestycja wymaga indywidualnej oceny, a ponadto jest uwarunkowana przez nieustanny postęp technologiczny wpływający na zasięg oddziaływań środowiskowych. Dotyczy to w szczególności wzrostu mocy generatorów prądu czy zwiększania wysokości wież i  długości łopat wiatraków. Inwestorzy dysponują obecnie dedykowanym oprogramowaniem do oceny oddziaływań środowiskowych, w tym oddziaływania akustycznego czy zjawiska migotania cienia, dlatego analiza potencjalnych wariantów inwestycji jest wykonalna i może stanowić punkt wyjścia do rzeczowej dyskusji z lokalnymi społecznościami.

 

Proponowane zmiany nie wpływają na konieczność uzyskania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach przedsięwzięcia dla elektrowni wiatrowych zgodnie z  ustawą z dnia 3 października 2008 r. o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko. Praktycznie każda obecnie budowana komercyjna elektrownia wiatrowa wymaga uzyskania decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych. Z oceny takiej mogą wynikać  wymagania dotyczące większej odległości od zabudowy niż te określone zmianą ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych (500 m), jak i te ustalone w planie zagospodarowania przestrzennego.

 

Biorąc pod uwagę zakres proponowanych zmian w ustawie, możemy mówić o perspektywie trzech poziomów odniesienia dla inwestorów i społeczeństwa:

 

  • minimalna odległość od budynku mieszkalnego albo budynku o funkcji mieszkalnej, w skład której wchodzi funkcja mieszkaniowa – 500 m;
  • odległość nie mniejsza niż wynikająca z prognozy oddziaływania na środowisko sporządzonej do projektu planu miejscowego zagospodarowania przestrzennego;
  • odległość wynikająca z analiz w ramach oceny oddziaływania przedsięwzięcia, w szczególności w zakresie zasięgu oddziaływania akustycznego, w tym skumulowanego oddziaływania akustycznego zespołu elektrowni wiatrowych.

 

Niewątpliwie zmiany otwierają nowe możliwości przed inwestorami, jeśli chodzi o pozyskanie nowych terenów. Biorąc pod uwagę cały szereg potencjalnych uwarunkowań i oczekiwań społecznych, słuszne jest wyznaczanie indywidualnych uwarunkowań w ramach miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, z uwzględnieniem całej procedury ich uchwalania. Plany takie lub zmiany do nich muszą jednak zostać uchwalone, co może trwać miesiące lub nawet lata i będzie stanowić źródło poważnych utrudnień dla potencjalnego boomu inwestycyjnego w lądowej energetyce wiatrowej.

 

 

Aktualności

Instalacja

Wodór jako paliwo przyszłości – czy da się nim zastąpić ropę naftową?

4 stycznia 2023

Wydarzenia mijającego roku dostarczyły nowych powodów do poszukiwania alternatywy dla tradycyjnych paliw kopalnych. Wodór, jako powszechnie występujący we wszechświecie pierwiastek, przez wielu wskazywany jest jako obiecująca alternatywa. Czy rzeczywiście będzie w stanie zastąpić tradycyjne surowce w dającej się przewidzieć przyszłości, analizują eksperci Multiconsult Polska.

Wodór występuje na Ziemi powszechnie, jednak jego właściwości sprawiają, że nie jest dostępny w postaci wolnej. Trzeba go pozyskać ze związków, które tworzy, czyli z wody, ropy naftowej czy gazu ziemnego.

 

– W celu pozyskania energii z wodoru, konieczne jest jednak najpierw jej wydatkowanie na pozyskanie pierwiastka w czystej postaci. Niestety obecnie do wytworzenia energii z wodoru potrzebujemy więcej energii, niż jesteśmy w stanie z niego otrzymać – Artur Szczelina, ekspert w obszarze inżynierii chemicznej i współautor opracowanego przez Multiconsult Polska raportu nt. transformacji energetycznej.

 

To jednak niejedyne wyzwanie, przed jakim staje sektor energetyczny, rozważając szerokie wykorzystanie wodoru, jako źródła energii. Jedno z największych wynika wprost z właściwości wodoru, który jako gaz, charakteryzuje się wyjątkowo niską gęstością. Metr sześcienny wodoru w stanie lotnym waży zaledwie 84 g, czyli dwunastokrotnie mniej od powietrza. Bardzo niska gęstość wodoru sprawia, że jego transport i magazynowanie są mało efektywne, a przez to zdecydowanie bardziej kosztowne. Wodór jest bowiem w stanie przeniknąć przez każdy rodzaj materiału. Jest zatem wyłącznie kwestią czasu, kiedy napełniony wodorem zbiornik stanie się pusty. Gaz ten z łatwością przenika przez gumowe uszczelki czy rury z tworzyw sztucznych.

 

Wodór jest też ekstremalnie łatwopalny. Ulega zapłonowi w bardzo szerokim zakresie stężenia (4-75% w powietrzu), przy bardzo niewielkiej energii (0,02 mJ). Płonie niewidocznym płomieniem i praktycznie nie da się go ugasić. Niska energia zapłonu może spowodować wybuch już podczas wypływu z nieszczelnego zbiornika, co stwarza ogromne zagrożenie przy obsłudze urządzeń wodorowych.

 

Poza problemami wynikającymi z właściwości chemicznych wodoru, mamy jeszcze do czynienia z wyzwaniami związanymi z jego pozyskiwaniem. Obecnie najtańszą metodą produkcji wodoru jest Parowy Reforming Metanu (SMR), polegający na katalitycznym rozkładzie gazu ziemnego w obecności pary wodnej. Produktem rozkładu jest wodór i CO2 (lub CO).

 

Jeśli chcielibyśmy w całości zastąpić paliwa kopalne wodorem Reformingu Parowego, Polska musiałaby zwiększyć zużycie gazu ziemnego dziewięciokrotnie. W przypadku przejścia na zasilanie wodorem wyłącznie samochodów osobowych, Polska musiałaby zwiększyć zużycie gazu o 51%. Poza oczywistymi problemami z dostępnością takiej ilości surowca, spowodowałoby to szereg wtórnych kłopotów, jak choćby wzrost cen żywności. Gaz ziemny jest przecież cennym surowcem do produkcji nawozów sztucznych – tłumaczy ekspert Multiconsult Polska.

 

Produkcja wodoru w procesie rozkładu gazu ziemnego pozostawia znaczące ilości produktu ubocznego w postaci dwutlenku węgla. Przestawienie polskiej energetyki na wodór wymagałoby więc zatłoczenia pod ziemię ok. 300 mln ton CO2. Odpowiadałoby to zawróceniu pod ziemię 80 mln ton węgla, czyli ok. 130% rocznego wydobycia. Samo zatłaczanie CO2  również wymaga energii.

 

Podobne wyzwania rodzi próba zastąpienia paliw kopalnych wodorem produkowanym z elektrolizy. Jeżeli oprzeć produkcję wodoru o źródła odnawialne (w przypadku Polski głównie elektrownie wiatrowe), to ich liczba musiałaby wzrosnąć ponad 66 razy.

 

Na dziś najbardziej realne wydaje się zastąpienie wodorem benzyny oraz oleju opałowego. Obecnie moc zainstalowania energii wiatrowej (250 PJ) odpowiada ilości energii niezbędnej do napędu części pojazdów osobowych w Polsce. Zastosowanie wodorowych ogniw paliwowych w gospodarstwach domowych pozwoliłoby na wytwarzanie prądu i ciepła w systemie kogeneracji, w wyniku której ogniwo paliwowe dostarczałoby 60% energii elektrycznej i około 30% ciepła ze spalanego w nim wodoru. System ten sprawdziłby się jeszcze lepiej w dużych jednostkach mieszkalnych (wieżowce, osiedla) w oparciu o ogniwo wysokotemperaturowe. Obecnie takie rozwiązania są stosowane w dużych hotelach.

 

Wodór zdecydowanie przegrywa jednak w kosztach napędu samochodów osobowych w stosunku do energii elektrycznej. Brak jest zarówno sieci produkcji wodoru, magazynowania, jak i dystrybucji. Ponadto, energia niezbędna do produkcji wodoru może przecież z powodzeniem służyć ładowaniu samochodów elektrycznych.

 

– Część ciężkiego transportu samochodowego nadal będzie korzystała z paliw płynnych, jak olej napędowy, dla którego nie ma obecnie alternatywy w postaci wodoru lub napędu elektrycznego. Tą alternatywą jest za to bio-diesel i prawdopodobnie to paliwo przejmie rynek transportu ciężkiego. Póki co, również samoloty będą korzystały z obecnego paliwa – zaznacza Artur Szczelina.

 

Zastępowanie paliw kopalnych będzie jednak sukcesywnie postępowało wraz z wyczerpywaniem się tych zasobów. Już w ciągu najbliższych lat Unia Europejska będzie musiała zdecydować czym zastąpić gaz ziemny przy braku własnych źródeł. Wielu z nadzieją patrzy w kierunku wodoru, jednak aby myśleć o nim, jako o paliwie przyszłości, musielibyśmy najpierw uporać się z ograniczeniami, jakie wiążą się z jego produkcją, magazynowaniem i wykorzystaniem na skalę przemysłową. Te zaś wydają się na obecną chwilę wykluczać wodór, jako paliwo wykorzystywane na skalę masową.

 

Więcej informacji na temat  szans i wyzwań transformacji energetycznej można znaleźć w raporcie Multiconsult Polska pod adresem: https://multiconsult-polska.com/wp-content/uploads/Raport-MCPL_-Jak-zastapic-rosyjskie-surowce-w-energetyce_listopad-2022.pdf

 

Informacja prasowa 28.12.2022

Aktualności

Życzenia

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!

22 grudnia 2022

Radosnych, spokojnych, pełnych rodzinnego ciepła i wzajemnej życzliwości Świąt Bożego Narodzenia życzy zespół Multiconsult Polska

Aktualności

Ciepłownia geotermalna

Raport Multiconsult Polska: potencjał lokalnych źródeł energii w Polsce

14 grudnia 2022

Według danych Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego [1], ponad 3,2 mln gospodarstw domowych w Polsce (24 proc.) do ogrzewania wykorzystuje gaz ziemny, którego ceny w tym sezonie znacząco wzrosły. Wobec konieczności odejścia od rosyjskich surowców, eksperci firmy konsultingowej Multiconsult Polska, przyjrzeli się możliwościom dywersyfikacji dostaw, a także alternatywnym źródłom energii.

Rosnące ceny surowców energetycznych i ograniczona ich dostępność stanowiły inspirację dla ekspertów Multiconsult Polska, którzy w tegorocznym raporcie firmy przyjrzeli się możliwościom zastąpienia paliw kopalnych w polskim miksie energetycznym. Autorzy raportu analizują wyzwania związane z zastąpieniem rosyjskiego gazu ziemnego importem z innych kierunków. Wchodzimy właśnie w pierwszy sezon grzewczy, w którym nie dotrze do nas 10 mld m3 gazu z kierunku wschodniego. Może się to okazać wyzwaniem zwłaszcza dla ponad 3,2 mln gospodarstw domowych, dla których gaz ziemny stanowi główne źródło ogrzewania. Jak wynika z deklaracji złożonych w ramach Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków, prowadzonej przez Główny Urząd Nadzoru Budowlanego, gaz jest najpopularniejszym źródłem ciepła w polskich domach.

 

W kontekście dostępności gazu ziemnego, eksperci Multiconsult Polska wskazują, że w 2023 roku Polska będzie dysponować nową, niezależną od rurociągu jamalskiego infrastrukturą techniczną umożliwiającą sprowadzenie dodatkowo ok. 18 mld m3 gazu rocznie ze źródeł całkowicie niezależnych od kierunku wschodniego. Teoretycznie powinno to umożliwić pokrycie zapotrzebowania na gaz z importu dla całego kraju w skali roku, nawet  w przypadku  całkowitego wstrzymania dostaw gazu przez Rosję do wszystkich odbiorców w UE. Warunkiem będzie jednak zakontraktowanie właściwego wolumenu dostaw oraz dysponowanie odpowiednią pojemnością magazynowania surowca.

 

Zdaniem Szymona Grabowskiego, odpowiedzialnego w Multiconsult Polska za pion przemysł, ropa i gaz, w najbliższym czasie istotne będzie ograniczenie zużycia gazu o uzgodnione w ramach UE 15 proc., a także kolejne inwestycje w infrastrukturę.

 

W celu zapewnienia ciągłości dostaw surowca do Polski, istotne byłoby zwiększenie potencjału regazyfikacji LNG, poprzez jak najszybsze uruchomienie pływającego terminalu FSRU w Zatoce Gdańskiej, o możliwie największej wydajności  – mówi Szymon Grabowski.

 

Wydaje się, że w obecnej sytuacji geopolitycznej, doskonałym uzupełnieniem miksu energetycznego byłaby energia geotermalna, która pozwoliłaby przynajmniej w pewnym zakresie zastąpić kończące się oraz gwałtownie drożejące paliwa kopalne. Jak wskazuje tegoroczny raport Najwyższej Izby Kontroli, Polska dysponuje zasobami wód geotermalnych, które mogłyby zaspokoić połowę krajowego zapotrzebowania na ciepło. Jednak pomimo tego, udział energii pozyskanej z geotermii stanowi w Polsce ułamek procenta energii pozyskiwanej ze źródeł odnawialnych [2].

 

W ostatnim czasie w Polsce wzrasta dostępność finansowania otworów geotermalnych. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) uruchomił drugą edycję programu „Polska Geotermia Plus”, w ramach którego Fundusz finansuje nawet 100% inwestycji w pozyskanie ciepła z zasobów geotermalnych, z czego połowę w formie bezzwrotnych dotacji. Wnioski można składać do końca czerwca przyszłego roku.

 

Również Multiconsult Polska notuje rosnące zainteresowanie geotermią wśród krajowych inwestorów. Zespół ekspertów firmy zrealizował dotąd ponad 60 projektów robót geologicznych na poszukiwanie, rozpoznanie i udostępnianie wód termalnych. Opracował też podobną liczbę wniosków o dofinansowanie otworów geotermalnych i tzw. studiów wykonalności, określających możliwe wykorzystanie wód termalnych do celów ciepłowniczych. Eksperci Multiconsult Polska specjalizują się również w pozyskiwaniu dofinansowania w ramach programu „Polska Geotermia Plus”.

 

Jak zaznacza dr inż. Bogdan Noga, zajmujący się w Multiconsult Polska kwestiami geologii, pomimo rosnącej dostępności środków publicznych na tego typu inwestycje, dla wielu, zwłaszcza mniejszych ośrodków, barierą ograniczającą rozwój geotermii w dalszym ciągu pozostają jej nakłady inwestycyjne.

 

Wiercenie dwóch otworów do głębokość 2 tys. m w okolicach Łodzi to koszt ok. 40 mln zł netto. Dla mniejszych zakładów ciepłowniczych zaangażowanie takich środków bywa wyzwaniem. Jednak ceny paliw kopalnych, z którymi konkuruje geotermia, rosną i można zakładać, że będą rosły również w przyszłości, a to korzystnie wpływa na opłacalność inwestycji w geotermię – ocenia ekspert.

 

W Polsce nie brakuje  przykładów ciepłowni, które od lat korzystają z wód termalnych. W ten sposób kilkunastu tysiącom mieszkańców ciepło zapewnia Geotermia Pyrzyce w woj. zachodniopomorskim. Uruchomiona w 1997 r. ciepłownia miejska w Pyrzycach jest jedną z pierwszych w Polsce, która na skalę przemysłową wykorzystuje ciepło geotermalne.

 

Badania geologiczne wskazują, że nawet jedna czwarta powierzchni Polski stanowi obszar perspektywiczny pod kątem wykorzystania wód termalnych w ciepłownictwie. Wygląda więc na to, że dysponujemy odpowiednimi zasobami, aby przynajmniej część spalanych paliw kopalnych zastąpić zeroemisyjnym źródłem energii o niemal niewyczerpanym potencjale.

Pełną treść Raportu Multiconsult Polska „Transformacja energetyczna – szanse i wyzwania w kontekście rezygnacji z surowców rosyjskich” można pobrać tutaj.

 

[1]23,84% na dzień 1.12.2022 r. Źródło: https://www.gunb.gov.pl/strona/statystyki

[2]0,26% w 2019 r. Źródło: https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/energia-wod-termalnych.html

 

Aktualności